Czy moda może być etyczna? Rozmowa z projektantką z Wrocławia
Produkty lokalne, produkty ekologiczne, produkty regionalne, lokalni producenci, Wrocław, Dolny Śląsk
2264
post-template-default,single,single-post,postid-2264,single-format-standard,qode-social-login-1.1.3,stockholm-core-1.2.1,select-theme-ver-5.2.1,ajax_fade,page_not_loaded, vertical_menu_transparency vertical_menu_transparency_on,menu-animation-underline,side_area_uncovered,header_top_hide_on_mobile,wpb-js-composer js-comp-ver-6.1,vc_responsive

Czy moda może być etyczna? Rozmowa z projektantką z Wrocławia

Znalezienie jej pracowni jest przygodą. Olka dojeżdża tam rowerem, z plecakiem, który sama sobie uszyła. Ku zaskoczeniu niektórych, wszystko robi sama – projektuje, wybiera tkaniny i szyje. I trochę śmieszą ją skojarzenia, jakie budzi słowo „projektantka”.

Marzena Żuchowicz: Przyszłam w  dżinsach i swetrze, mam trochę tremę, że tak do projektantki…

Olka Bujewicz: Też jestem w dżinsach i swetrze, co rano odwożę tak syna do przedszkola leśnego w Golędzinowie pod Obornikami Śląskimi. Potem pakuję rower z powrotem do pociągu i wracam do Wrocławia, popracować trochę w pracowni. Ludzie czasem dzwonią, bo spodobał im się jakiś mój projekt, i zwracają się do mnie per „wy”. Nie mogą uwierzyć, że to jednoosobowa działalność.

Leśne przedszkole brzmi świetnie, też o tym myślałam, ale wygrała opcja bliżej domu. Samochodem nie byłoby szybciej?

Odwiedziłam kilka działających w okolicy Wrocławia leśnych przedszkoli, ale w Czterech Żywiołach od razu się zakochałam. Po kilku miesiącach już wiem,  że nie mogłam podjąć lepszej decyzji, i każdej mamie to polecam. Od początku miałam świadomość, że nie będę mogła wozić  Tadzia samochodem, więc zostaje nam rower i pociąg. Jazda na rowerze doprowadza do pionu – to takie pobudzenie z rana. Dobrze się czuję mogąc jeździć na rowerze. Zawsze wyznawałam zasadę, że nie ma złej pogody, tylko nieodpowiednia odzież.

Kimono projektu Bamby. Fot. Bamba Concept

Każdy dzień jest dla was przygodą.

To prawda, czuję się trochę jak w Bullerbyn. Jestem zimnolubna, zawsze lubiłam spać pod namiotami, chciałam żeby mój syn też tak miał, i chyba nam się to udaje. Tadzio wraca cały ubłocony i szczęśliwy, skacze przez kałuże, pali ognisko, lepi z wosku pszczelego, bawi się z wielkim psem jednej z nauczycielek. Szczęśliwie też nie choruje. Można na to spojrzeć, jak  inne mamy, które mi mówią: ile ty czasu tracisz w tym pociągu, kiedy masz czas pracować? A ja wolę tak na to nie patrzeć, myślę sobie, że mam tylko jedno dziecko, i chcę, żeby było szczęśliwe. 

Ale żeby Tadzio mógł być szczęśliwy, najpierw musiałaś pomyśleć o sobie?

Tak było. Kiedyś marzyłam, żeby być aktorką. Ale nigdy nie byłam na tyle odważna. Poszłam na dziennikarstwo i creative writing z nadzieją, że może jak  trochę postudiuję, to odważę się zdawać do szkoły aktorskiej.  Na zaliczenie  napisałam nawet jeden dobrze oceniony reportaż – relacje z warsztatów w Teatrze Arka z osobami niepełnosprawnymi. Ale podobno dziennikarzem trzeba się urodzić, i nie zostaje się nim po studiach. Mnie się w każdym razie jakoś nie złożyło.

Dopiero kiedy byłam w ciąży z Tadziem to nabrałam pewności siebie jako kobieta i postanowiłam zawalczyć o to, co chcę teraz, bo potem może nie będzie już na to czasu.  Założyłam moją małą pracownię projektancko-krawiecką. Początkowo, przez osiem lat, szyłam w domu. I długo miałam opór, by nazwać siebie projektantką – śmieszą mnie trochę skojarzenia, jakie budzi to słowo.

Sukienka projektu Bamby. Fot. Bamba Concept

Skąd ci się wzięło to szycie?

Mam siostrę bliźniaczkę i wszyscy, nawet mama, mówili o nas „dziewczynki”. Nie czułyśmy się odrębne, wszystko musiałyśmy mieć takie samo i wszystko po równo. Nawet wspomnienia się zacierają – czasem nie jestem pewna, czy to moje wspomnienie, czy jej. Wszystko jednak wskazuje na to, że to ja lubiłam zawsze taką dłubaninę, przyszywałam guziki i szyłam ubranka dla lalek. Męczyłam mamę, żeby mi pokazywała, jak to robić.

W dzieciństwie mama ubierała was tak samo, więc w dorosłym życiu zostałaś – przekornie – projektantką?

Na pewno z czasem pojawiła się we mnie taka potrzeba przestrzeni, żeby mieć swój własny wybór, i że chcę być sama.

Lubiłyśmy się z siostrą czymś odróżnić, czuć się niezależne. Po studiach nasze drogi się rozdzieliły,  ale dziś obie mamy taki lumpeksowy i zero-waste’owy styl. W tym umiejętność szycia bardzo się przydaje, dlatego na studiach zapragnęłam do tego wrócić.

To twoja pierwsza maszyna do szycia?

Tak, podarowała mi ją ciocia, która z racji podeszłego wieku już z niej nie korzystała. Teraz mam już bardzo nowoczesną maszynę, ale ta peerelowska wciąż stoi, jest dziś ozdobą mojej pracowni. Wraz z nią dostałam od cioci walizkę pożółkłych gazet z wykrojami i starą porządną szkołę szycia, z naciskiem na to, by wszystko było starannie uszyte i wykończone od środka.

Sukienka projektu Bamby. Fot. Bamba Concept

Na zdjęciach to ty czy siostra?

Siostra została pierwowzorem odbiorcy. Ona już dawno odkryła, że woli nosić męskie t-shirty czy bluzy, bo nie mają tak obcisłych, przylegających do ciała rękawów. Jest w nich po prostu wygodniej nie krępują tak ruchów. Ja z kolei zawsze lubiłam retro kobiece rzeczy, i wolałam trampki od szpilek. Trampki noszone do sukienki fajnie podkreślają siłę i silną sylwetkę kobiety. Mam unisexowe podejście do ubrań, dużo w nich geometrii, widać też inspirację modę japońską – kimonowe sukienki, z szerokimi rękawami, dyskretnym dekoltem. Swobodnie, a zarazem stylowo. Większość fasonów jest w dwóch rozmiarach  – oversizowe ubranie nigdy nie będzie dobrze leżeć na wszystkich sylwetkach, bo jesteśmy przecież przeróżni. Wzbogacam te sukienki paskami, szarfami, które można fajnie obwiązać.  Taki styl pasuje i do trampek i do eleganckiego obuwia.

Minimalizm tylko w pracy, czy w życiu też? Jak wygląda twoja własna garderoba? 

Jest bardzo uboga, mieści się na kilku wieszakach,  gdzie mam zestawy gotowych ubrań, gotowych stylizacji. To mi bardzo  ułatwia życie. Dużo lepiej się czuję, kiedy mam mniej rzeczy. Na co dzień szkoda by mi było czasu na to, żeby się zastanawiać, w co się ubrać i co do czego pasuje. Może nie powinnam tak mówić, bo żyję z tego, że sprzedaję ubrania, i gdyby ludzie ich nie kupowali, to byłoby trochę ciężko. Ale moja zasada numer jeden to nie otaczać się dużą ilością rzeczy. 

Plecak projektu Bamby. Fot. Bamba Concept

Szyjesz czasem coś dla siebie?

Ten plecak to moje dziecko, pierwsza rzecz, jaką sobie uszyłam i dokładnie taka, jakiej potrzebowałam. Zależało mi, żeby to  był praktyczny, na rower, porządnie uszyty i woodoodporny w środku, jak plecak kurierski. Ale też żeby nie miał takiego sportowego designu. A jeśli chodzi o sukienki, to zawsze sobie obiecuję, że następnym razem uszyję wreszcie coś dla siebie…

Zrobiłaś wielką wyprzedaż na Black Friday?

To trudne, bo z jednej strony chciałabym jakoś ukłonić się moim stałym klientkom, coś im sprezentować, dać jakiś rabat. A z drugiej – nie mam wielkich zapasów magazynowych, z ceną zawyżoną o 50-70 proc. którą można potem obniżyć.  Szyję na bieżąco, w momencie kiedy ktoś składa zamówienie. Ceny są tak zbalansowane, żeby odpowiadały rzeczywistości, ale też nie odstraszały od przyjścia do mnie. Chciałabym, żeby ta pracownia  to było takie miejsce, gdzie można przyjść, zobaczyć, jak ja pracuję, co mam, i przymierzyć na spokojnie. W każdym  sezonie mam kilka nowych propozycji, odbiorcy mogą delikatnie dopasować je do swoich indywidualnych predyspozycji czy sylwetki. Jeżeli odpowiada im mój styl, to potem do mnie wracają i szyją sobie. Jestem otwarta, często mija nam godzina, i druga, na swobodnej rozmowie. Takie koleżeńskie relacje są dla mnie ważne, pierwiastek ludzki jest dla mnie ważny we wszystkim co robię.

Na swojej stronie piszesz, że starasz się szukać tkanin od lokalnych producentów. Zwracasz też uwagę na to, czy są ekologiczne i czy nie pochodzą od zwierząt.

Piszę o tym, bo klienci są coraz bardziej świadomi  –  jeśli chodzi globalnego ocieplenie i to, jak destrukcyjny wpływ wywiera na klimat przemysł modowy. Drugą etyczną kwestią jest wykorzystywanie pracowników w przemyśle tekstylnym, zabójcze po prostu.

Z punktu widzenia klienta, który chce postępować etycznie, tkaniny  to bardzo trudna sprawa. Nie zawsze hurtownia chce zdradzić pochodzenie swoich tkanin – boją się, że ktoś chciałby od nich odgapić albo bezpośrednio skontaktować się z producentem. Jedyny materiał, o który na Dolnym Śląsku nie jest trudno, to len.  Kupuję go bezpośrednio u producentów  w Mysłakowicach. Len jest trudny jeżeli  chcesz znaleźć bogatszą kolorystykę czy ozdobnie pleciony materiał.  Zawsze staram się wspierać tych hurtowników, którzy postępują etycznie i oferują tkaniny z certyfikatem Oeco Text czy GOTS. Zależy mi,  by tkaniny, które nosimy blisko ciała były naturalne, wytworzone w etyczny sposób. Nie używam poliestrów i tym podobnych. Oczywiście certyfikaty też budzą kontrowersje –  mimo wszystko staram się wybierać kanały najbardziej etyczne z możliwych: wspominany już naturalny len i bawełnę, do otulenia ciała, czy wegańskie zamsze.

Saszetka projektu Bamby. Fot. Bamba Concept

Jestem wegetarianką – los zwierząt jest dla mnie ważny w pracy i wszelkich wyborach, które podejmują na co dzień.

Jedynym wyjątkiem są elementy techniczne  – jak sprzączki przy plecakach. To komponenty militarne, które sprowadzam ze Stanów Zjednoczonych. Plecaki szyje z tkanin technicznych i tapicerskich, odpornych na ścieranie i rozdarcia.

Jako artysta mam jakiś zamysł, ale często muszę iść na różne kompromisy. Moja wizja zawsze musi ustąpić temu etycznemu pierwiastkowi.

***

Bamba na facebooku: BAMBA | Facebook

Strona internetowa: Bambaconcept.com