Czapki mocy. Ubierasz i ruszasz w świat!
Gocha Bożek sprawdza wiadomości i widzi, jak jej czapka zdobywa właśnie kolejny czterotysięcznik. – Bardzo mnie też cieszy, kiedy ludzie przysyłają mi różne fotografie. Moje czapki były już w Himalajach, na pustyniach Afryki, na wszystkich kontynentach, nawet na Grenlandii.
Marzena Żuchowicz: „Pewnego mroźnego wieczoru, pod rozgwieżdżonym niebem Bawarii znalazłam zagubiony kłębek wełny. Wystrugałam z patyka szydełko i zabrałam się za tworzenie. Pogoda nie rozpieszczała. Namiot przeciekał…”. Dość surrealistyczna jest twoja opowieść o początkach firmy.
Gocha Bożek: Ale naprawdę tak zaczęłam. Straciłam pracę i wyjechałam się wspinać, żeby nie siedzieć, ale przede wszyskim dlatego, że wspinanie to moja pasja. To był lowcostowy wyjazd na Frankenjurę. Pogoda nie dopisywała, było brzydko, ciemno i smutno. Zamieszkaliśmy w jaskini, w której rozbiliśmy namiot. Zaczęłam szydełkować, siedząc przy ognisku i przy piwie, robiłam czapki, żeby coś robić.
Jaki był ten pierwszy kłębek wełny?

Neonowy. Przed wyjazdem szukałam pracy, wszędzie roznosiłam CV, ale nie mogłam jej znaleźć. Przechodziłam koło pasmanterii, gdzie zobaczyłam takie neonowe kolory włóczek i postanowiłam zakupić, żeby poprawić sobie humor. Kiedy się pakowaliśmy na wyjazd, mój chłopak oznajmił, że w życiu tego nie weźmiemy, bo się nie zmieści. Upchnęłam więc po cichaczu między koło zapasowe a lewarek. Po kilku dniach niepogody udało mi się wreszcie do tej włóczki dokopać, żeby zrobić coś ciepłego, miłego, co będzie mogło mnie i ludzi z mojego otoczenia trochę rozgrzać, i kolorowego, żeby rozweselić trochę nasze życie. Kolory dodają siły i energii.

Od razu wiedziałaś, jak taką czapkę zrobić?
Jak miałam kilka czy kilkanaście lat, mama mnie nauczyła robić na szydełku, ale… No skąd, pierwsze czapki były krzywe, brzydkie i nie pasowały na głowę. Pierwszą robiłam przez tydzień, bo ciągle prułam i zaczynałam od nowa. Czwarta i piąta poszły już bardzo szybko. Teraz to już robię czapki z zamkniętymi oczami, nawet spacerując – patrzę, gdzie idę i robię czapki. Jestem już trochę jak robot.
Kiedy robienie czapek stało się twoją pracą?
Od pierwszego sezonu, bo nie miałam innej. Założyłam fanpejdż na facebooku, po paru miesiącach znajomy powiedział, że fajnie by było, gdybym założyła firmę. Szukałam propozycji na nazwę – Head Crash – to nazwa drogi wspinaczkowej na Franken, która rezonowała z moim pomysłem.

Czapy dają kopa?
Pierwsze czapy, które stworzyłam, nazwaliśmy czapami mocy. Kolega mówił, że dodają mu siły, energii, że może dać z siebie więcej. Na pewno dały mi też kopa osobiście. Takiego kopa, że można coś, co jest w sferze marzeń przeistoczyć w biznes. Włożyć trochę serca, i mieć taki komfort, że mogę przez większą część roku podróżować i pracować – podróżuję z zapasem wełny. W zeszłym roku wzięliśmy z moim chłopakiem ślub, spakowaliśmy się i pojechaliśmy vanem na 3 miesiące w podróż poślubną, w różne ciekawe miejsca wspinaczkowe.
Nie ja byłam kierowcą, więc robiłam czapki podczas jazdy, codziennie w innym miejscu na świecie. We Francji czy w Hiszpanii niedaleko Walencji. W dzień się wspinałam, a wieczorem przy herbatce znów sobie szydełkowałam.

Pomijając pandemię, która namieszała – to pracujesz teraz na dwa etaty.
Tak, zwłaszcza zimą – robię czapki, przed świętami jest mnóstwo zamówień, i od 8 lat pracuję też jako instruktorka wspinaczki. Przez wiosnę, pandemię, czapek przybyło, bo coś trzeba było robić. A niestety festiwale zostały odwołane, co mocno wpłynęło na sprzedaż. Chociaż trochę zajęłam się sprzedażą przez internet, bo to u mnie zawsze kulało. W tym roku wyremontowałam sobie też małą pracownię – musiałam się z czapkami z domu wynieść, bo było ich za dużo. Można tam do mnie wpaść i przymierzyć czapkę. Spotkania z ludźmi zawsze dodają mi energii.

Ale sprzedawczyni z ciebie kiepska.
Kiedy ludzie nie są zdecydowani, to nigdy nie namawiam – mówię, że nie mogą kupić czapki, która ich nie przekonuje. Nigdy też nie mówię, w której czapce im lepiej, bo ludzie i tak nie wierzą sprzedawcy. Mam taktykę, że mówię, by zapytać 10 przypadkowych osób, w której czapce jest im lepiej. Jeszcze się nie zdarzyło, by ludzie mówili inaczej niż ja pomyślałam. Ta właściwa czapka rozświetla i robi taką aurę, że potem już nie schodzi z głowy.
Twoi klienci to głównie towarzystwo wspinaczkowo-górskie?
Środowisko górskie to ludzie, którzy bardzo doceniają pracę, rękodzieło, kupowanie tego, co lokalne. Wspieramy się nawzajem, są wśród nas osoby, które wytwarzają różne rzeczy – na ściance spotykamy na przykład ludzi z Sobótki, którzy robią sandały sportowe, jest dziewczyna z Jeleniej Góry, która szyje ubrania – Heartbeat. Mam nadzieję, że czasy „kupować nie wiadomo od kogo, byleby najtaniej” już się skończyły.

Jestem z małej miejscowości w Górach Sowich, z wioski, gdzie o tej porze roku przez pół dnia jest ciemno, zimno i ponuro. Nie ma nawet chodników, nie widać pieszych, łatwo o wypadek.
Może dlatego tak lubię te neonowe kolory, które odbijają światło. Do czapek dla dzieci wszywam też odblaskową metkę, z myślą, żeby były widoczne, jak na przykład wracają ze szkoły. Jest też odblaskowy pompon – dzieciom się podoba, nie chcą innego. Wymyśliłam go też ze względów bezpieczeństwa, najpierw dla rodziny, bo moja siostra ma dwoje dzieci. A potem okazało się, że na targach górskich jest sporo dzieci, które by chciałby mieć czapki. Do pewnego wieku rozmiar głowy potrafi się zmieniać co pół roku i mówię rodzicom, żeby może przeznaczyli jednak pieniądze na coś innego. Robię dużo dla 6-7 latków wzwyż.

Nieraz widzę, jak na zawodach sportowych, na których jestem też sponsorem, dzieci dostaną dużo nagród, sprzęt wspinaczkowy, ale największą radość maja z tych czapek, stojąc na podium zastanawiają się, czy dostaną czapkę. Dzwonią potem do mnie rodzice, bo dziecko zgubiło czapkę – i czy mogę taką samą zrobić, bo tamta była najlepsza.
Ja swoją ulubioną wełnianą czapkę przez pomyłkę wrzuciłam do pralki razem z innymi rzeczami z plecaka, i już po niej. Ty robisz głównie czapki z akrylu.
Rozumiem aspekt ekologiczny, robię trochę rzeczy z alpaki, z owczej wełny. Ale też nie chcę, żeby ludzie obchodzili się z czapkami jak z igłą. O alpakę czy wełnę owczą trzeba już bardzo dbać. Pranie ręczne, w niskich temperaturach, przy aktywnym trybie życia, kiedy spocisz się w górach, może być ciężkie. Akryl jest sztuczny, ale jeżeli służy nam przez długi czas, to nie produkujemy tych śmieci. Dostaję nieraz takie uwagi od znajomych, że im się stara czapka znudziła, ale się nie chce popsuć. Czasem jedna koleżanka pożyczy swoją drugiej, bo tamta zapomni na wyjazd. i już mówi, żeby sobie zatrzymała, to sobie wreszcie będzie mogła kupić inną.

Akryl sprawdza się w górach?
Jestem zmarzluchem, jeśli o to chodzi, to jest w nim tak samo ciepło jak w czapce z prawdziwej wełny. Poza tym używam akrylu bardzo dobrej jakości, który się nie mechaci i nie rozciąga, jest antyalergiczny, Kiedy się pocimy przy czole to nie drażni skóry jak wełna.
Robię czapki na szydełku, dlatego zawsze będą jakieś dziurki – to nie jest jak z czapką spod maszyny. Głowa oddycha przez te małe otwory. Od środka podszywam czapkę polarem, który nie przepuszcza wiatru – jednak od pewnego czasu z tego polaru robię tylko taką opaska na uszy, bo okazało się, że w czapkach które są w całości podszyte polarem nie da się uprawiać aktywności, bo głowa nie oddycha i jest w nich za ciepło. To jest dla mnie najważniejsze, żeby czapka była dobrze zrobiona, żeby dawała komfort nie była kolejną rzeczą na 5 minut, którą ludzie zaraz schowają, wyrzucą czy im się popsuje. na pierwszych targach dziewczyna prosiła mnie, żebym jej oddała swoją. Nie wierzyła, że nie jest nowa, ze nie założyłam jej dopiero do. Musiałam jej opowiedzieć, co ta czapa już ze mną przeszła.

Wciąż robisz swoje czapki mocy?
Tak, wzór jest ten sam, od 7 lat. Na mojej stronie jest kreator, gdzie można stworzyć własną czapkę mocy. Są tam 22 kolory włóczki do wyboru – przy rozłożenie i szerokość pasków we wszystkich tych czapkach jest taka sama, mogą mieć tylko różne kolory, pompony. Zresztą wszystkie pompony w moich czapkach są mocowane na tasiemkach, i można je odwiązać, a potem przywiązać z powrotem. Dostaję zamówienia, to czasem się dziwię, że ktoś wymyślił takie połączenie, które moim zdaniem totalnie się gryzie. Ale potem dostaje zdjęcia i się okazuje, że ta czapka świetnie tej osobie pasuje, że pasuje do jej ubrań, do całokształtu.

To działa też w drugą stronę: czasem ktoś wymyśla tak fajne połączenie kolorów, że pytam, czy mogłabym wprowadzić taką czapkę do swojej oferty.
Jakie jeszcze dyscypliny sportowe chodzą w twoich czapkach?
Snowboardziści, narciarze, surferzy. Najczęściej górskie klimaty. Wszystko, co robię, rezonuje jakoś z moim życiem. Ostatnio na wiosnę pomyślałam, że przydałaby mi się bawełniana opaska, żeby chronić zatoki. Nie mogłam się zdecydować na żaden wzór, więc zamówiłam 20 różnych materiałów i wrzuciłam na instragrama. Zamówienia przerosły moje oczekiwania, to były dwa tygodnie pracy przy maszynie. Pojechaliśmy pod koniec wakacji do Czech na targi górskie, kiepski moment na takie targi, ale się okazało, że w Czechach każde dziecko, chodzi po górach czy się wspina – posiadanie czapki z pomponem jest koniecznością. I te dzieci chodziły tam w krótkich spodenkach, bez koszulek, ale w czapkach.
Ja sama w swojej czapie chodzę na co dzień – i do pracy, i na trening, i na spacer z psem.
***
Czapki, opaski, rękawiczki i kominy Gochy Bożek można przymierzyć lub kupić:
- na ścianach wspinaczkowych Fabryczna Boulder i Groto Boulderownia
- na targach górskich, m.in. festiwalu im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdroju
- przez internet z dostawą do domu
- punkt odbioru i przymiarki może być także niewielka pracownia Gochy na Nowym Dworze przy ul. Rogowskiej (można do niej napisać i się umówić)
Strona internetowa: headcrash.com.pl / facebook: /headcrash.beanies / instagram: paniodczapy
